kiemu szlaczkowi piasku, pomieszanego z miką. Przez chwilę badanie to było bezskuteczne, nagle jednak stary indyanin pochylił się i wykrzyknąwszy zcicha: „hugh!” ukazał nam głęboki i wyraźny ślad. Był on tém widoczniejszy, że we wgłębieniu zebrała się obficie mika, ślad więc błyszczał jak pozłocony. Było ich trzy, z tych dwa tylko wyraźne; potém znowu nikły na kamieniach. Swoją drogą Ramon umiał je dojrzeć tam nawet, gdzieby kto inny ich nie podejrzywał. Dziwny widok przedstawiał ten starzec z bronzową twarzą, a białemi włosami, wietrzący, jak gończy pies, pochylający się co chwila, i wykrzykujący raz poraz gardłowo: „hugh.“ Wczorajszéj nocy gdy siedział w kuczki przed ogniem, z łokciami opartemi na kolanach i mleczną głową wspartą na ręku, wydawał mi się zgrzybiałym prawie; dziś nozdrza jego były rozdęte, i poruszały się szybko, jak gdyby chwytając wiatr, oczy zaś błyszczące biegały z prawdziwie indyjską ruchliwością, badając każdy złam skały przy łożysku, każdy krzak na skłonach gór i wreszcie grunt pod nogami! Zbliżając się do owego wzgórza, na którém prawdopodobnie zwierz obrał stałą siedzibę, szliśmy coraz wolniéj, a przytém tak cicho, że słyszałem doskonale szmer wody po kamieniach, pukanie dzięciołów na drzewach i nawoływanie się kuropatw górskich. Ranek był śliczny, słońce już wzeszło, powietrze, przesycone miodowym zapachem szałwii, sprawiałoby prawdziwą
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/140
Ta strona została uwierzytelniona.
— 130 —