Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
—  135   —

czasu zaś do czasu dawało się słyszeć chrapanie konania. Piasek i trawa, na których leżał, poszarpane były strasznemi pazurami, okrwawione wargi i nos zwierza powalane piaskiem, za który widocznie chwytał z wściekłości zębami.
Lucyusz strzelił jeszcze raz, przyłożywszy prawie lufę swego „kentucky“ do głowy zwierzęcia, poczem drgania ustały, cielsko zaś wyprężyło się nieruchomo. „Enoungh!“ (dosyć!) rzekł flegmatyczny Sam. Poczém zaczęliśmy oglądać nieboszczyka.
Podziurawiony był jak sito. Jedna kula trafiła w głowę tuż koło ucha, druga pod oko, nie licząc ostatniéj Lucyuszowéj i tych wszystkich które miał w ciele. Nie był to zwierz tak olbrzymi, jak ten, którego widziałem w Cheyenne, na kolei dwóch oceanów, ale także jeden z największych w swoim rodzaju. Podłożywszy obie ręce pod jego dolną szczękę, zaledwie mogłem unieść trochę z ziemi ogromny łeb. Odchylałem mu także wargi, aby przypatrzyć się zębom. Siedziały na nich całe sople krwi już krzepnącéj, łapy jego przednie uzbrojone były w pazury, przy których pazury naszych litewskich białoszyjków zaledwie na nazwę pazurów zasługują.
Szary niedźwiedź amerykański, na miejscu zwany „grizly,” po łacinie zaś „ursus ferox,” jest najniebezpieczniejszém zwierzęciem z rodzaju niedźwiedziowatych. Przenosząc ogromem i siłą naj-