Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.
—  143  —

czało mi, że dzikich indyan wcale już niéma w Kalifornii. Jakoż są ich tylko szczątki. Ukryci w niedostępnych canionach, lub na pustych stepach, potomkowie potężnych niegdyś pokoleń wiodą życie koczujące, trochę pasterskie, więcéj myśliwskie, a potrochu także i żerujące. Nikt ich już tu nie prześladuje, bo nie zawadzają nikomu. Wpół ucywilizowani, najmują się jesienią do winobrania, a następnie kupują czerwone materye, lub przepijają zarobek w mieście; nieucywilizowani przymierają często nawet głodem, wogóle zaś żyją z dnia na dzień, Bóg wié czém, tembardziéj że z téj strony San-Bernardino niéma bawołów, stanowiących główny pokarm innych pokoleń.
Donna Refugio opatrzyła tych biedaków słoniną i fasolą, a że było już późno, odeszli więc między drzewa i pokładli się spać. Nazajutrz rano nie było ich już w osadzie.
Dzień jeszcze bawiliśmy u gościnnych Plesentów. Gospodarz pokazywał mi swoją pasiekę, która przynosiła mu znakomite dochody. Na polance, zarosłéj rzadko dębami, stało na drewnianych podstawkach dwieście przeszło uli w kształcie skrzynek malowanych na biało. W skrzynkach takich umieszczają się ramki, które pszczoły zarabiają woskiem i miodem. Ramek takich jest jedenaście. Wosku raz zrobionego nie zabierają nigdy, przez co pszczoły, nie tracąc czasu na robotę wosku, ro-