Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.
—  168  —

wiąc poetycznie, smutna Dyanna, a prościéj księżyc, zstępuje z jednego miejsca, wstępuje na drugie, jakby szukając pilnie jakiegokolwiek przedmiotu zatraconego w pustkowiu, jakby chcąc znaleźć coś, dla czegoby warto świecić. Czasem powracało mi wrażenie, że to, co widzę naokół, jest dno morskie, nad którém niedawno przesuwały się fale, a następnie wyschnąwszy lub uciekłszy, zostawiły po sobie pustkę. Po chwili znowu: że to nierozbudzony jeszcze do życia szmat ziemi, który wynurzywszy się z bezdni po potopie, czeka dopiero na stworzenie. Tak istotnie musiała wyglądać niegdyś ziemia, zanim strzeliły z niéj przedpotopowe paprocie i grzyby. Byłem jak gdyby cudem przeniesiony o setki tysięcy lat w tę chwilę mistycznego snu ziemi, po którym dopiero ocknęły się drzemiące jéj siły.
Ale po chwili głosy pustyni rozbudziły mnie z marzeń. Pogrzebowe płaczki stepów, kujoty, zaczęły jęczeć i skomleć w poblizkich kępach suchych łodyg. Jesteście i tu na tém pustkowiu? pomyślałem sobie ze zdziwieniem. Ale kujoty są wszędzie. W stepach żyją wiewiórkami, a wiewiórki nasieniem owych suchych roślin. Na stepach, jak i wszędzie, życie polega na tém, że silniejszy zjada słabszego, ten jeszcze słabszego i tak bez końca. Kujoty przytém kradną co mogą pastuchom, podróżnym. Spotkawszy silniejsze jakie zwierzę, jak np. niedźwiedzia lub kuguara, chodzą