Uroczysty ów pochód przerwał dopiero głos indyanina, mówiący cicho:
— „Blada twarz“ nie może przejść umarłego lasu.
— Czy daleko ciągnie się na wschód?
— Słońce trzy razy przeszłoby od gór do wielkiéj wody, zanimby „blada twarz“ mogła przejechać umarły las na najszybszym koniu.
— Nie chcę go téż przejść całego, ale niech Pero powie mi jeszcze, czy téż przebył go kto aż do gór dawniéj?
— Dawniéj? nie. Czerwoni nie mieszkali tu nigdy, bo na Mohave niéma wody i zwierząt. Koń i jeździec musi tu umrzeć. Czerwoni mieszkali niżéj (tu ukazał ręką w kierunku Los-Angelos) w górach, gdzie rosną drzewa, i co wiosna jeździli na bawoły na drugą stronę. Tam step pokryty jest trawą.
— A teraz nie jeżdżą już?
— Teraz ich niéma.
Nastała chwila milczenia.
— Czy to byli bracia Pera? — spytałem, po chwili.
— Nie.
— Jakże się zwali?
— Mohave.
— A bracia Pera?
— Cahuijja.
— Ci są jeszcze?
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.
— 175 —