zjeżdżają, żadna żywa dusza ludzka nie zakłóca tu ciszy. Gdym w godzinach popołudniowych zabłąkał się między te kolumny, zdala zaledwie dochodził szum miasta niewyraźny, zmącony, podobny do mruczenia dalekich wód; zresztą słyszałem tylko świergot ptastwa w gzymsach i sykanie świerszczów, ukrytych w szparach kamiennych. Na myśl nasunął mi się mimowoli wiersz Słowackiego[1]:
„Tu świerszcze polne, pomiędzy kamienie,
Przed nagrobowem pochowane słońcem,
Jakby mi chciały nakazać milczenie,
Sykają. Strasznym jest rapsodu końcem
Owo sykanie, co się w grobach słyszy,
Jest objawieniem, jest i pieśnią ciszy.“
Jakoż, przy towarzyszeniu téj pieśni, zeszedłem do owego grobowca, który zarazem wydał mi się jakby ostatnią, zaklętą w kamień i marmur księgą wielkiego epos. Dziwne myśli przychodzą do głowy podróżnikowi, gdy się raz tu znajdzie i stanie, jakby oko w oko, z przeszłością. Wszystkie wspomnienia, wszystko, co wie o dziejach Rzymu, co o nich czytał, a co, mimo całéj zdolności do odtwarzania wyobraźnią, wydawało mu się mimowoli czémś oderwaném, poprostu jakąś teoryą historyczną, tu przybiera kształty dotykalne i występuje, jako istotna rzeczywistość. Można na to patrzeć i dotykać ręką. Nie jest to zmiana wątpliwości
- ↑ Fragment Grobu Agamemnona