Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/217

Ta strona została uwierzytelniona.

echem wywołał mnie ze zwalisk. Doszedłszy do skrętu drogi, raz jeszcze rzuciłem na nie oczyma. W świetle zorzy były takie czerwone jak krew. Wydostałem się wreszcie na drogę, wiodącą do łuku Konstantyna. W dzień była pusta, teraz zaś gromady chłopców i dziewcząt wracały od roboty, zapewne z winnic i pól kukurydzowych, a wracając zawodziły chórem pieśni. Świeże i wdzięczne głosy rozlegały się poetycznie wśród ciszy wieczornéj. Tymczasem ciemniało coraz bardziéj, i nakoniec zrobiła się noc, ale noc włoska, ciepła, gwiaździsta. Księżyc roztoczył już na Forum i Koloseum czarodziejstwo bladych promieni. Śpiewające gromady długo jeszcze szły razem ze mną i stopniały dopiero w labiryncie wązkich uliczek, otaczających Kapitol.