jéj siostry, Wenecyi, są jednakie. Na myśl, mimowoli, nasuwa się porównanie i podobieństwo między temi dwiema rzeczpospolitemi, które w chwilach rozkwitu doszły do takiéj potęgi, a które nie zostawiły po sobie żadnéj idei błogosławionéj.
Patrząc na salę pałacu Dożów, na szeregi kolumn, na złocenia, mozaiki i marmury, na arcydzieła Weronezów i Tintoretów, na portrety Dożów, poubierane w aksamit i strusie pióra, napróżno pytasz się siebie: do czego to służyło? czem było dla ludzkości? jaka wyższa ogólno-ludzka idea wiodła tych kupców.... i nie znajdujesz odpowiedzi. Ze zmroku dziejów wychyla się twarz téj rzeczypospolitéj marmurowa, dumna, potężna, ze lwiemi zmarszczkami na czole, ale jakby gniewna, zła, okrwawiona, bezduszna i bez gwiazdy-idei nad głową. Z jakąż otuchą myśl wówczas leci daleko, nad ciemne bory sosnowe i szare pola; z jakąż ulgą rozpatruje się w tych dziejach tak innych, nierządnych wprawdzie i gwarnych, ale tak prawdziwie ludzkich. Spytajcie kogokolwiek, gdzieby chciał żyć, gdyby się urodził w wiekach średnich? Tam, gdzie nie było lwich paszcz do wrzucania denuncyacyi, ani rady dziesięciu, ani rady trzech, ani mostów westchnień, ani czarnych nor nad kanałami! Było wprawdzie mniéj kolumn, mozaik i strusich piór, ale była idea, która niosła, jak archanioł, skrzydlate zastępy na Niemców w obronie Słowian, na Turków w obronie Niemców....
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.