„Saturday Weekly Review” (Przegląd Sobotni-Tygodniowy), liczące tylu prenumeratorów, ile było mieszkańców w Struck Oil city. Redaktor tego dziennika był zarazem jego wydawcą, drukarzem, administratorem i roznosicielem. Ten ostatni obowiązek przychodził mu tém łatwiéj, że, prócz tego, trzymał krowy i każdego rana musiał roznosić mléko po domach. Nie przeszkadzało mu to zresztą wcale rozpoczynać wstępnych artykułów politycznych od słów: „Gdyby nasz podły prezydent Stanów Zjednoczonych poszedł za radą, któréj udzieliliśmy mu w zeszłym numerze i t. d.“
Nie brakło więc, jak widzimy, niczego w błogosławioném Struck Oil city. Prócz tego, ponieważ górnicy, trudniący się wydobywaniem nafty, nie odznaczają się ani gwałtownością, ani grubemi obyczajami, cechującemi poszukiwaczy złota, było więc w mieście spokojnie. Nikt z nikim się nie pobił, o „lynchu“ ani było słychać; życie płynęło spokojnie, jeden dzień był podobny do drugiego, jak dwie krople wody. Rankiem każdy zajmował się „businessem,“ wieczorem obywatele palili śmiecie na ulicach, i, jeśli nie było mityngu, szli śpać, wiedząc, że jutro także będą palić śmiecie wieczorem.
Jedynym kłopotem szeryfa było to, że nie mógł oduczyć obywateli od strzelania z karabinów do dzikich gęsi przelatujących wieczorami nad miastem. Prawa miejskie zabraniają strzelać na ulicach: „Żeby to była jaka parszywa mieścina, ma-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.
— 249 —