Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.
—  255  —

wytruł? Nie! Każą mi zapłacić! Ale wiem co zrobię!
I wieczorem, panna Neuman, ku wielkiemu swewu zdziwieniu, spostrzegła pana Hansa, znoszącego pęki dzikich słoneczników i układającego je, jakoby w ścieżkę pod zakratowaném okienkiem piwnicy. „Ciekawam co to będzie?“ myślała sobie. „Pewno coś przeciw mnie!“ A tymczasem ściemniło się. Pan Hans ułożył słoneczniki w dwie linie, tak, że środkiem tylko zostawała wolna droga do okienka piwnicy; potém wyniósł jakiś przedmiot okryty płótnem, obrócił się plecami do panny Neuman, płótno z tajemniczego przedmiotu zdjął, pokrył go liśćmi ze słoneczników, następnie zbliżył się do muru, i począł kreślić na nim jakieś litery.
Panna Neuman umierała z ciekawości.
— Pewno na mnie coś pisze, myślała; ale niech tylko wszyscy spać pójdą, pójdę zobaczyć, choćbym miała skonać.
Hans skończywszy robotę, poszedł na górę, i wkrótce zgasił światło. Wówczas panna Neuman zarzuciła naprędce na siebie szlafroczek, wdziała pantofle na gołe nogi i dalejże przez ulicę. Doszedłszy do słoneczników, szła prosto ścieżką do okienka, chcąc przeczytać napis na ścianie. Nagle oczy jéj wyszły na wierzch, rzuciła się wierzchnią połową ciała wstecz, a z ust wyrwało jéj się najprzód bolesne: „Aj! aj!” potém zaś rozpaczliwy okrzyk: „Ratunku! ratunku!!!