Okno na górze podniosło się do góry.
— Was ist das? — rozległ się spokojnie głos Hansa. Wer ist da?
— Doczmenie przeklęty! — wrzeszczała panna — zamordowałeś mnie, zgubiłeś! Jutro będziesz wisiał. Ratunku! ratunku!
— Zaraz schodzę — rzekł Hans.
Jakoż po chwili ukazał się ze świecą w ręku. Spojrzał na pannę Neuman, która stała jak przygwożdżona do ziemi, poczém wziął się pod boki i począł się śmiać:
— Coto? To panna Neuman? Ha! ha! ha! Dobry wieczór pannie! Ha! ha! ha! Zastawiłem żelaza na skunksy, a złapałem pannę! Po coś panna przyszła zaglądać do mojéj piwnicy? Umyślnie napisałem na ścianie ostrzeżenie, żeby się nie zbliżać. Krzycz teraz panna; niech się ludzie zlecą: niech wszyscy widzą, że nocami przychodzisz zaglądać do piwnicy Doczmena. O mein Gott! krzycz, ale postój sobie aż do rana. Dobranoc pannie, dobranoc!
Położenie panny Neuman było okropne. Krzyczeć? ludzie się zlecą: kompromitacya! nie krzyczeć? stać całą noc złapana w żelaza, a na drugi dzień dać z siebie widowisko?... A tu noga boli coraz bardziéj... W głowie jéj się zakręciło, gwiazdy pomieszały się ze sobą, księżyc ze złowrogą twarzą pana Hansa: zemdlała.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/266
Ta strona została uwierzytelniona.
— 256 —