Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
—  262  —

I pojechał.
Hans wziął się pod boki.
— Musisz panna czekać do jutra — rzekł flegmatycznie.
— Ja mam czekać? Pierwéj umrę. Chyba że zdejmiesz pan małpę!
— Nie zdejmę małpy.
— To będziesz pan wisiał! Będziesz wisiał Doczmenie! Obejdzie się i bez szeryfa. Sędzia i tak wie, o co nam chodzi.
— A to pójdźmy i bez szeryfa — rzekł niemiec.
Panna Neuman myliła się jednak. Jeden tylko sędzia w całém mieście nie wiedział ani słowa o ich kłótniach. Bogu ducha winien staruszek przyrządzał swoje leroa, i zdawało mu się, że świat zbawia.
Przyjął ich, jak zwykle przyjmował każdego, z dobrocią i grzecznie:
— Pokażcie języki, moje dzieci!.. — rzekł. Zapiszę wam tu zaraz....
Oboje poczęli machać rękoma na znak, że nie chcą lekarstw. Panna Neuman powtarzała:
— Nie tego potrzeba, nie tego!
— Więc czego?
Gadali jedno przez drugie. Co Hans słowo, to panna dziesięć. Nareszcie niemka wpadła na koncept pokazać na serce, na znak, że je pan Hans przebił siedmioma mieczami.
— Rozumiem! rozumiem teraz! — rzekł doktor.