— Panie Hans! — zaszemrał znowu głos panieński.
— Co? panno Loro.
— Musimy naradzić się o rozwodzie.
— Tak, panno Loro.
— Jutro?
— Jutro.
Chwila milczenia, księżyc się śmieje, psy nie szczekają.
— Panie Hans!
— Co? panno Loro.
— Bo mnieby pilno wziąć ten rozwód...
Głos panny brzmiał melancholicznie.
— I mnie, panno Loro!
Głos Hansa był smutny.
— Bo to, widzi pan, żeby niezwłóczyć....
— Najlepiéj niezwłóczyć.
— Imby się prędzéj naradzić, temby lepiéj.
— Tém lepiéj, panno Loro.
— To możemy się zaraz naradzić....
— Jeśli panna pozwoli....
— To pan przyjdzie do mnie?
— Tylko się ubiorę.
— Nie trzeba ceremonii.
Drzwi na dole otworzyły się, pan Hans znikł w ciemnościach, a po chwili znalazł się w panieńskim pokoiku cichym, ciepłym, schludnym. Panna Lora miała biały szlafroczek i była zachwycająca.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/278
Ta strona została uwierzytelniona.
— 268 —