Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.35.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.
—  39  —

żyje senat!«, ale każdemu będzie tylko chodziło o to, by się po gardło obżarł i ochłeptał.
— Więc co? do czego zmierzasz?
— Zmierzam (bogowie, co mi się dziś stało!) do nowej niezbitej prawdy: że gdzie miłość ojczyzny gaśnie, tam przychodzą czasy łotrów i szaleńców. Zatem w Rzymie przychodzą nasze czasy.
— Czasy Katyliny?
— On zrobi pierwszą próbę. Kato jest to tępak z charakterem, a Katylina łotr z charakterem, któremu nie brak przytem i szaleństwa. Ma nawet tego tyle, że może Rzym jeszcze całkiem do jego miary nie dorósł. W takim razie będzie z nami źle, i cąber spożyje kto inny.
— Spożywał go już Sulla.
— Tak. Ale to był lodowaty zbójca, który nie miał w sobie nic a nic szaleństwa, a natomiast miał gotową zwycięzką armię i wódz przeważał w nim — nawet nad opryszkiem.
— A teraz nie przewidujesz nic innego, tylko konieczność panowania szaleńców i łotrów.
— Takby wypadało z mojej filozofii. I powiem ci, że jest jeszcze jedna przyczyna, dla której jest to najbardziej prawdopodobne. Nasze wewnętrzne sprawy rzymskie stały się tak powikłane i tak niesłychanie trudne że nie wiem, czy cała mądrość naszych przodków dałaby sobie z niemi rady. Otóż, wiedz o tem, Krassusie, że najtru-