nietylko dla mnie. W Rzymie słyszy się ciągle o rozmaitych naszych znajomych: »ten, to wyjątkowy umysł! — ten, to przyszła znakomitość! — ten to przyszła gwiazda!« — A Krassus zawsze tylko »bogacz!...« Co za niesprawiedliwość i co za przesada. Aż uszy więdną! Rzymianie szukają zawsze na chybi trafi!... Znam ja przecie te wszystkie wasze znakomitości i wiem lepiej, niż inni, do czego one najzdolniejsze!
Warguntejusz zwrócił dłoń do góry i począł niby wygarniać z niej pieniądze:
— Czy do tego? — zapytał.
— Tylko do tego! Ty przynajmniej jesteś od nich szczerszy. Tobie jednak także skrzynie Krassusa przesłaniały dotychczas jego osobę. A to mi jest ogromnie przykre...
— I mnie! — zapewnił Wargentejusz.
— Dziękuję — odrzekł Krassus. — Chociaż wiedz, że jako Rzymianina jeszcze bardziej zmartwiłeś mnie tem, coś powiedział, że Rzym musi teraz przejść w moc szaleńców i łotrów. Nie, Wargunteju! Prawda, że cnota upada, miłość ojczyzny gaśnie, czasy są ciężkie, sprawy powikłane i trudne. Aleś ty zapomniał o jednej rzeczy: że jest jeszcze inny rodzaj ludzi, którzy największe trudności rozwiązują lepiej od szaleńców i łotrów.
— Jacyż to ludzie?
Krassus spuścił oczy i rzekł:
— Ludzie prawdziwie wielcy.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.35.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.