dziewiczem, były wedle tych paszkwilów barankami w porównaniu z zapalczywym panem starostą.
Ale przysłowie mówi: »Nosił wilk owce, ponieśli i wilka«.
Na pewnym balu w Zamku wystąpiła po raz pierwszy w świat czternastoletnia szlachcianeczka francuska, panna d’Arquien, trochę ni z pierza, ni z mięsa, choć z mięsa więcej, niż z pierza, ale wychowanka i faworytka królowej Maryi Ludwiki.
Niedorosłe to było jeszcze licho, różowe jak letni poranek, o czarnych i bystrych, jak u piegży, oczkach, o purpurowych ustach, a rączkach i nóżkach tak małych, jak u owych figurek z »porcyneli«, które, jako już wówczas modne, sprowadzano z zamorskich krajów.
Przyszedł także na ów bal i ów »smok« jaworowski; świetniejszy jeszcze, niż zwykle, cały w aksamitach i klejnotach — ze swoją cudną głową zwycięskiego cezara — przyszedł, spojrzał — i w jednej chwili runął do stóp Marysi.
Ze zwycięzcy stał się niewolnikiem, z przeniewierczego uwodziciela wiernym Celadonem.
Zapomniał o wszystkich czerkieskach i wołoszkach, które wedle pogłosek hodował tam gdzieś w Jaworowie, i odtąd jedyną »passyą« jego życia miał być ów mały »korynek«, jak w późniejszych listach nazywał pannę d’Arquien.
W Warszawie, na dworze i w pałacach ma-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.35.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.
— 148 —