wypowiedzianych trudów, w ciągłych bojach wiernie dochował, złożonej w warszawskim królewskim Zamku przysięgi.
Więc gdy śmierć wojewody usunęła wreszcie potrzebę rozwodu i wszelkie nieprzezwyciężone dotychczas trudności, jakże mu pilno było do swego »Korynka«! i jakże chciałby się »pomścić na tym kochanym Korynku wszystkich impaciencyi«, chociażby nawet przed uroczystem związaniem rąk stułą kapłańską!
Trudno dziś wiedzieć, jak tam było; dość, że wkrótce po śmierci wojewody ujrzała Warszawa drugą wspaniałą uroczystość, a szlachcianeczka francuska zaślubiła drugiego polskiego magnata.
Ten zaś nie zapewnił jej tak bogatej, jak pierwszy, oprawy, ale natomiast przyniósł jej w kilka lat później to, o czem nietylko w najzuchwalszych marzeniach, ale nawet i we śnie nie śmiała za swych panieńskich czasów marzyć: tytuł Królowej polskiej, W. Ks. litewskiej, mazowieckiej, pruskiej i t. d. i t. d. i t. d.