było istotnie. Oto Galion, pożegnawszy przyjaciół, udał się do bazyliki, aby sądzić sprawę niejakiego Szawła z Tarsu, którego jeden z członków miejscowej synagogi oskarżył o szerzenie nowej nauki, przeciwnej zakonowi mojżeszowemu. Po niedługim czasie prokonsul wyszedł z twarzą niechętną, znudzoną i na pytania towarzyszów, jaka to była sprawa, machnął ręką i odrzekł, mniej więcej, co następuje:
— Najmarniejsza w świecie! Zwyczajna kłótnia, przy której Zydkowie odgryzali sobie nosy, wrzeszcząc, jak opętańcy, a szło, jak prawie zawsze, o nic... o jakieś błahostki, o drobiazgi i tym podobne rzeczy. Ledwie też posłuchawszy, rzekłem: »O, Hebrajczykowie! gdybyście przyszli skarżyć się na jakąś niesprawiedliwość lub występek, sądziłbym was cierpliwie, ale skoro sprzeczacie się o słowa, o formułki swojej wiary i swojego zakonu, to radźcie sobie, jak możecie, albowiem ja wcale się nie chcę tem zajmować«. To powiedziawszy, wyszedłem, a oni tam już kłócą się i czubią sami.
A Mela, Loliusz, Kasiusz i Apollodor, usłyszawszy taką odpowiedź, pochwalili mądrość Galiona i zaczęli zlekka rozmawiać to o Zydach, to o owym Szawle z Tarsu, nie przywiązując zresztą żadnej wagi do rozmowy, której przedmiot wydawał im się tak błahym.
I znów ironia życia! Przed godziną ci sami lu-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.35.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.