— Czy jestem twoją żoną? — Cóż tu było odpowiedzieć, chyba całować bez końca i pieścić. Tak też spłynął nam cały ten czas w widłach rzecznych, bo wszystkie moje obowiązki aż do chwili wyruszenia w dalszy pochód, wziął na siebie stary Smith. Odwiedziliśmy więc jeszcze raz nasze bobry i strumień, przez który teraz przeniosłem ją bez oporu. Raz puściliśmy się małą łódką z czerwonego drzewa w górę Blue River, gdzie w jednym zakręcie pokazałem jej z bliska bawoły, bijące rogami w gliniasty brzeg, od czego całe czoła ich bywają pokryte jakby pancerzami z wyschłej gliny. Dopiero na dwa dni przed wyruszeniem ustały te wycieczki, bo raz, że Indyanie pokazali się w okolicy, a powtóre, moja droga pani zaczęła mi czegoś słabować. Pobladła i straciła siły, a gdym ją wypytywał, co to jest, odpowiadała mi tylko z uśmiechem i zapewnieniem, że nic. Czuwałem nawet nad jej snem, otulałem, jakem umiał, i prawie żem wiatrowi nie dawał wiać na nią, ażem z troski sam pomizerniał. Ciotka Atkins przymrużała wprawdzie z tajemniczą miną lewe oko, mówiąc o tej chorobie Lilian i puszczała tak gęste kłęby dymu, że aż jej samej nie było z poza nich widać — alem się jednak niepokoił, tembardziej, że chwilami zaczęły przychodzić Lilian smutne myśli. Wbiła sobie w główkę, że może to niewolno tak bardzo się kochać, jak my się kochamy, i raz, położywszy swój cudny paluszek na biblii, którą czytywała codziennie, rzekła smutno:
— Czytaj, Ralf!
Spojrzałem, i mnie również dziwne jakieś uczucie ścisnęło za serce, gdym wyczytał: „Who changed the truth
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/066
Ta strona została uwierzytelniona.