dźmi z taką natarczywością, że natychmiast poszli w rozsypkę. Wybiliśmy ich trzy czwarte. Jedyny jeniec, jakiego wzięliśmy żywcem, młody, szesnastoletni chłopiec, przyszedłszy trochę do siebie ze strachu, począł, ukazując kolejno na nas i na zachód, powtarzać te same gesta, jakie czynili Yampasowie. Zdawało nam się, że chce powiedzieć, iż biali ludzie znajdują się w pobliżu, ale domysłowi temu trudno było dać wiarę. Tymczasem okazał się on prawdziwym, i łatwo sobie wyobrazić zdziwienie i radość moich ludzi, skoro drugiego dnia, zjeżdżając z wyniosłej płaszczyzny, ujrzeliśmy na dnie obszernej doliny, leżącej u stóp naszych, nietylko wozy, ale i domy, pobudowane z okrąglaków, świeżo wyszłych z pod siekiery. Domki te tworzyły koło, w środku którego wznosiła się obszerna szopa bez okien; środkiem doliny płynął strumień, przy nim błąkały się stada mułów, strzeżone przez konnych ludzi. Obecność istot mojej rasy w tem miejscu przejęła mnie zdumieniem, które wkrótce przeszło w trwogę, gdym pomyślał, że to mogą być „Outlawy,“ chroniący się na pustynię po dopełnionych zbrodniach przed karą śmierci. Wiedziałem już z doświadczenia, że podobne wyrzutki ze społeczeństwa posuwają się często w kraje bardzo odległe i zupełnie puste, gdzie tworzą oddziały, mające doskonałą wojenną organizacyę. Częstokroć bywali oni nawet założycielami nowych jakoby społeczeństw, które początkowo żyły z rozbójniczych wypraw w kraje ludniejsze, później zaś, przy coraz większym napływie ludności, zmieniały się stopniowo w rządne Stany. Spotykałem się nieraz z „Outlawami“ na górnym biegu Mississipi, gdy jako skwater,
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.
— 73 —