bardzo Orsa, a potem chciał bić mnie, więc Orso mnie nie dał i wybił pana Hirscha i czterech murzynów, i potem uciekliśmy na pustynię i szliśmy długo przez kaktusy, i Orso mnie niósł, potem przyszliśmy tu i bardzo nam się jeść chce.
Twarz starego samotnika rozjaśniała się powoli, a oczy jego spoczęły z dobrotliwym ojcowskim wyrazem na uroczem dziecku, które śpieszyło się, jakby pragnąc wypowiedzieć wszystko jednym tchem.
— Jak ci na imię, mała? — spytał.
— Jenny.
— Więc wellcome, Jenny! i ty, Orso! Ja rzadko widuję ludzi.
— Pójdź do mnie, Jenny.
Mała kobietka bez namysłu zarzuciła swoje nagie rączki na szyję starca i ucałowała go serdecznie. Wydawał jej się z „dobrej książki“.
— A czy nas pan Hirsch tu nie znajdzie? — pytała, oderwawszy swą różaną buzię od zwiędłej twarzy osadnika.
— Kulę znajdzie! — odparł starzec. A po chwili dodał: — Mówicie, że wam się jeść chce?
— O, bardzo!
Skwater pogrzebał chwilę w popiele i wydobył z niego wspaniały udziec jeleni, którego zapach rozszedł się naokoło. Potem siedli do jedzenia.
Noc była pyszna; na niebo wysoko nad wąwóz wytoczył się księżyc, w gęstwinie poczęły śpiewać słodkim głosem mauhawisy, ogień huczał wesoło, a Orso począł mruczeć z radości. Oboje z dziewczynką jedli jak
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.