Następnie pytał dalej:
— Gdzie mieszkacie?
— Nigdzie, jaśnie panie.
— Gdzieście spali?
— Nad wodą.
— Wygnali was z mieszkania?
— Wygnali.
— Nie macie rzeczy prócz tych, co na sobie?
— Nie mamy.
— Nie macie pieniędzy?
— Nie mamy.
— Co będziecie robili?
— Nie wiemy.
Stary pan, pytając szybko i jakby gniewliwie, zwrócił się nagle do Marysi:
— Ile masz lat, dziewczyno?
— Ośmnaście skończę na Matkę Boską Zielną.
— Nacierpiałaś się, co?
Nie odpowiedziała nic, tylko schyliła mu się pokornie do nóg.
Starego pana dym znowu zaczął widocznie gryźć w oczy.
W tej samej chwili przynieśli piwo i ciepłe mięso. Stary pan kazał im się zaraz wziąć do jedzenia, a gdy odrzekli, że nie śmieją tego przy nim zrobić, powiedział im, że są głupi. Ale mimo tej jego gniewliwości, wydawał im się aniołem z nieba.
Gdy jedli, radowało go to widocznie bardzo. Potem kazał sobie opowiadać, jak się tu dostali i przez co przeszli. Więc Wawrzon opowiedział mu wszystko
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.