jutro... Upłynął dzień, dwa, potem tydzień, potem miesiąc...
Potem... wyszłaś pani zamąż.
Tak! daremne łzy i czas nauczyły mnie, że to było na zawsze — więc w sercu wezbrał gniew, chęć zemsty nad panem i nad sobą. Chciałam się zaprzepaścić, bom sobie powiedziała: ten człowiek nie kocha mnie i nie kochał nigdy. Poszłam zamąż, jakbym się rzuciła przez okno — z rozpaczy — bo wierzę w to dotąd. Nie kochałeś mnie!...
Pani!... nie bluźnij, nie przyprowadzaj mnie do wybuchu... Nie kochałem cię?... Spojrzyj w tę przepaść, którąś otworzyła pode mną, porachuj noce bezsenne, w których szarpałem piersi z bólu; porachuj dni, w których wołałem cię jak z krzyża... spójrz na tę wychudłą twarz, na drżące ręce i powtórz raz jeszcze, żem cię nie kochał!... Co się ze mną stało? jakie mi życie było bez ciebie? Dziś ta głowa w laurach, a tu w piersi głusza, pustka i nieprzebrany żal i niewypłakane łzy, a w oczach ciemność wieczna! O! na Boga żywego! jam ukochał cię każdą kroplą krwi, każdą myślą moją i nie umiałem kochać inaczej. Straciwszy ciebie, straciłem wszystko: gwiazdę moją, moją siłę, wiarę, nadzieję, ochotę do życia i nietylko szczęście, ale zdolność do szczęścia. Kobieto! czy ty rozu-