za przeszłość... więc... dałem się porwać złudzeniu... Przebacz mi...
Co ty mówisz, Leonie?
Zapomniałem na chwilę, pani, że jesteś... żoną cudzą.
O! tyś zawsze prawy i zacny. Nie! my nie będziemy prowadzili występnego romansu. Ja wiem, ja ciebie znam, mój wielki, mój szlachetny, mój Leonie! Ta ręka, która się do ciebie wyciąga, czysta jest: przysięgam ci. Przebacz i ty mnie z kolei chwilę zapomnienia. Oto stoję tu teraz i mówię ci: nie będę twoją, póki nie będę wolną. Ale ja wiem... mój mąż zgodzi się na rozwód. Zostawię mu cały majątek, i za to, żem zraniła kiedyś dumę twoją, bo to była moja wina: tak! moja tylko! — za to weźmiesz mnie biedną, w tej jednej sukni — prawda? tak będzie dobrze? Potem zostanę twoją prawą żoną. O, mój Boże! i ja będę poczciwą, kochającą, kochaną. Ja tak do tego tęskniłam duszą całą. O naszej przyszłości nie mogę myśleć bez łez. Bóg jest tak dobry! Gdy ty wieczorem wrócisz z pracowni, już nie wrócisz do pustych ścian, ani do zgryzoty, bo ja cię będę czekała, każdą twoją radością, każdym twym smutkiem podzielę się z tobą jak kawałkiem chleba... Doprawdy, nie mogę od łez... Patrz, że ja nie jestem taka zła, byłam tylko