Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

Mikołaja, zbliżył się do jego wozu i począł na ojca wygadywać. Mikołaj nazwał go za to odmieńcem, a gdy pan Zoll dodał nową obelgę na ojca, Mikołaj zapłacił mu za nią biczyskiem. Wówczasto karbowy, wraz z parobkami Zolla rzucili się na niego i pobili go aż do krwi.
Ojcu memu, gdy usłyszał to opowiadanie, łzy zakręciły się w oczach. Nie mógł sobie darować, że wyburczał Mikołaja, który naumyślnie o całéj sprawie zamilczał. Gdy wyzdrowiał, ojciec poszedł mu robić wymówki. Stary początkowo nie chciał się przyznać do niczego i według zwyczaju mruczał, ale potém rozczulił się i popłakali się razem z ojcem, jak bobry. Zolla wyzwał ojciec za tę sprawę na pojedynek, który niemiec długo popamiętał.
Jednakże, gdyby nie doktor, poświęcenie Mikołaja pozostałoby w ukryciu. Tego doktora swoją drogą Mikołaj przez długi czas nienawidził. Była to rzecz taka: miałem śliczną i młodą cioteczkę, siostrę ojca, która mieszkała przy nas. Kochałem ją bardzo, bo była równie dobra jak piękna i bynajmniéj mnie nie dziwiło, że kochali ją wszyscy, a między wszystkiemi i doktor, człowiek młody, rozumny i w całéj okolicy nadzwyczaj poważany. Mikołaj poprzednio lubił doktora, mawiał nawet o nim, że to łebski chłopak i że dobrze na koniu siedzi; ale gdy doktor począł bywać u nas w widocznych zamiarach względem cioci Maryni, uczucia Mikołaja dla niego zmieniły się do niepoznania. Zaczął być dla niego grzeczny, ale chłodny, jak dla człowieka zupełnie obcego. Dawniéj, nieraz, bywało zrzędził i na niego. Gdy czasem zasiedzał się u nas zbyt długo, Mikołaj ubierając go na drogę szemrał: „Coto po nocy się tłuc. To się na nic nie zdało: czy to kto kiedy widział!“