Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

Były to i dla mnie dni strapienia, bo Hania była moją rówieśnicą i jedyną towarzyszką zabaw, kochałem ją więc prawie jak siostrę. Owóż doktor Staś, trzy dni prawie nie wychodził z jéj pokoju. Stary który Hanię kochał całą siłą duszy, przez czas jéj choroby chodził jak struty; ani jadł, ani spał; siedział tylko u drzwi jéj pokoju, bo do łóżka nikomu, prócz mojéj matki, nie wolno było przystąpić i żuł twardą żelazną boleść, która rozrywała mu piersi. Była to dusza zahartowana zarówno na trudy ciała, jak i na ciosy niedoli, a jednak mało się nie ugięła pod brzemieniem rozpaczy, przy łożu jednego dziewczątka. Aż gdy wreszcie po wielu dniach śmiertelnéj bojaźni, doktor Staś otworzył cicho drzwi od pokoju choréj i z promienną szczęściem twarzą, wyszeptał do oczekujących wyroku w przyległéj izbie, jeden mały wyraz: „uratowana!“ stary nie wytrzymał, ale ryknął jak żubr i rzucił mu się do nóg, powtarzając tylko ze łkaniem: „dobrodzieju mój! dobrodzieju!“
Hania rzeczywiście szybko potém wyzdrowiała: doktor Staś oczywiście został oczkiem w głowie starego.
— Łebski człowiek — powtarzał muskając sumiaste wąsy — łebski człowiek. I na koniu dobrze siedzi i gdyby nie on, toby Hania... ot! nie chcę nawet wspominać. Na psa urok!
Ale w rok jaki potém zdarzeniu począł zapadać sam stary. Prosta i silna postać jego pochyliła się. Zgrzybiał bardzo, przestał marudzić i kłamać. W końcu dobiegłszy prawie dziewięćdziesięciu lat życia, zdziecinniał całkowicie. Robił tylko sidła na ptaszki i chował ich mnóstwo, zwłaszcza sikorek w swojéj stancyi. Na kilka dni przed śmiercią nie odróżniał już ludzi; ale w sam dzień śmierci dogorywająca lampa jego umy-