Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

dzy nami milczenie. Teraz księżyc rzucał jasne, srebrne światło przez okna. Hania widocznie bała się, bo przytuliła się do mnie jeszcze mocniéj, a przytém musiałem ją trzymać za rękę. Mirza siadł naprzeciw nas na krześle i wedle swego zwyczaju, od hałaśliwego usposobienia przeszedł w zadumę i pochwili rozmarzył się jakoś. Cisza panowała między nami wielka, było nam trochę straszno, ale dobrze.
— Niech Mirza opowié nam jaką bajkę — rzekłem. — On tak ślicznie opowiada. Dobrze, Haniu?
— Dobrze — odpowiedziała dziewczynka.
Mirza podniósł w górę oczy i zamyślił się trochę. Księżyc oświecał jasno jego śliczny profil. Po chwili zaczął opowiadać swoim drgającym, sympatycznym a przyciszonym głosem:
— Za lasami, za górami, żyła w Krymie pewna dobra wróżka, imieniem Lala. A raz przejeżdżał koło jéj chaty sułtan, który nazywał się Harun i który był bardzo bogaty: miał pałac z korali z dyamentowemi kolumnami, dach na tym pałacu był z pereł, pałac był tak wielki, że trzeba było iść rok, żeby go przejść od końca do końca. Sam sułtan w zawoju nosił prawdziwe gwiazdy, zawój był z promieni słonecznych, na wierzchu zawoju był sierp księżyca, który pewien czarownik od księżyca odciął i sułtanowi podarował. Przejeżdża ten tedy sułtan koło wróżki Lali i płacze, ale tak płacze, tak płacze, że łzy padają na drogę, a gdzie łza padnie, tam wyrasta zaraz lilia biała.
— Czego płaczesz, sułtanie Harunie? — pyta go wróżka Lala.
— Jakże nie mam płakać — mówi sułtan Harun — kiedy mam tylko jednę córkę, piękną jak zorza poran-