Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ani im się będzie śniło.
— Póki jestem w klassach, to pewno że nie, ale jak zostanę akademikiem, to mi ją oddadzą. Cóżto, ty nie wiész, co to znaczy akademik?
— Ba! ba! A może być. Będziesz się nią opiekował, a potém się z nią ożenisz.
Aż siadłem na łóżku.
— Mirza, czyś ty oszalał!
— A dlaczegoby nie. W klassach, to się człowiekowi ożenić nawet nie wolno, ale akademikowi wolno. Akademik to nietylko żonę mieć może, ale nawet i dzieci. Ha! ha!
Ale w téj chwili, prerogatywy i wszelkie przywileje akademickie nie obchodziły mnie ani trochę. Pytanie Mirzy rozświeciło, niby błyskawicą, te strony serca mojego, które i dla mnie były jeszcze ciemne. Tysiące myśli, niby tysiące ptaków, przeleciało mi nagle przez głowę. Ożenić się z moją drogą, ukochaną sierotką, tak! to była błyskawica, nowa błyskawica myś i i uczuć. Zdawało mi się, że nagle w ciemność mego serca ktoś wniósł światło. Miłość lubo głęboka, ale braterska dotąd, poróżowiała nagle od tego światła i ogrzała się od niego nieznaném ciepłem. Ożenić się z nią, z Hanią, z tym jasnowłosym aniołkiem, z moją najdroższą, najukochańszą Hanią... Słabym już i cichszym głosem powtórzyłem, jak echo, poprzednie pytanie:
— Mirza, czyś ty oszalał?
— Założyłbym się, że się już w niéj kochasz — odparł Mirza.
Nie odrzekłem nic, zgasiłem światło, potém porwałem róg poduszki i począłem go całować.
Tak! Już ją kochałem.