Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

wała pensyonarka Józia. Owóż Selim począł do niéj wzdychać i po całych dniach poglądali na siebie z dwóch okien, jak dwa ptaki z klatek. Selim utrzymywał z niezachwianą pewnością, że „ta, albo żadna.“ Nieraz bywało, położywszy się na wznak na łóżku, uczy się, uczy, a potém ciska książkę na ziemię, zrywa się, chwyta mnie i krzyczy, śmiejąc się jak waryat:
— O, moja Józiu! jak ja ciebie kocham!
— Idź do licha, Selimie — mówię mu.
— Ach! to ty nie Józia — odpowiedział po frantowsku Selim i powracał do książki.
Nakoniec nadeszły czasy egzaminów. Zdaliśmy je, obaj z Selimem, i maturę i wstępny uniwersytecki bardzo pomyślnie, poczém już byliśmy wolni jak ptaki, ale trzy dni jeszcze zabawiliśmy w Warszawie. Użyliśmy tego czasu na sprawienie sobie akademickich mundurów i na obchód uroczystości, którą nasz mistrz uważał za niezbędną, to jest na inauguracyjne upicie się we trzech, w piérwszym lepszym sklepie winnym.
Po drugiéj butelce, kiedy i mnie i Selimowi kręciło się już w głowie, a na policzki naszego mistrza, a obecnie kolegi, wystąpiły rumieńce; nagle niezwykłe rozczulenie i skłonność do serdecznych wylewów opanowała nasze serca, mistrz zaś rzekł:
— No, wyszliście na ludzi, moje chłopaki, i świat stoi przed wami otworem. Możecie teraz bawić się, wyrzucać pieniądze, grać w paniczów, kochać się, ale ja wam powiem, że to głupstwa są. Takie życie na zewnątrz, bez myśli, dla któréj się żyje i pracuje i walczy, to także głupstwo. Ale żeby żyć rozumnie i walczyć mądrze, potrzeba trzeźwo patrzéć na rzeczy. Co do mnie, myślę, że patrzę trzeźwo. Ja tam w nic nie