Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/069

Ta strona została uwierzytelniona.
V.

Na drugi dzień po owéj naszéj pijatyce przyszły konie od starego Mirzy z Chorzel i obaj z Selimem ruszyliśmy rankiem do domów. Mieliśmy opętane dwie doby jazdy przed sobą, to téż zerwaliśmy się o świcie. W kamienicy naszéj spało wszystko jeszcze, tylko w oficynie naprzeciwko błysnęła w oknie wśród kwiatów gieranium, laków i fuksyi twarzyczka pensyonarki Józi. Selim nadziawszy na siebie torbę podróżną i akademicką czapkę, stanął w oknie gotowy już do drogi, aby dać poznać że wyjeżdża, na co odpowiedziano mu z pośród geranium melancholiczném wejrzeniem. Ale gdy jedną rękę położył na sercu, a drugą przesłał całusa, twarzyczka pomiędzy kwiatami zarumieniła się i cofnęła szybko w mroczną głąb’ pokoju. Na dole na bruku podwórzowym zaturkotała bryczka zaprzężona w cztery dzielne konie; czas było się żegnać i siadać, ale Selim czekał i stał uporczywie w oknie, czekając czy jeszcze czego nie dojrzy. Nadzieja jednak go zawiodła i okienko pozostało puste. Dopiero gdy zeszliśmy na dół, przechodząc około ciemnéj sieni w oficynie, ujrzeliśmy na schodach dwie białe pończoszki, orzechową sukienkę, pochylony