Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.

chłopaka, zerwał się żywo z miejsca, chwycił go w ramiona i począł długo przyciskać do piersi, bo choć surowy był dla syna, ale kochał go nad wszystko. Zaraz wypytał go o egzamina, poczém nowe nastąpiły uściski. Zbiegła się i cała liczna służba witać panicza, psy skakały radośnie wokół niego. Z ganku wypadła pędem chowana wilczyca, faworytka starego Mirzy. „Zula! Zula!“ — zawołał na nią Selim, a ona skoczyła mu ogromnemi łapami na ramiona, polizała go po twarzy, a potém poczęła obiegać jak szalona naokoło skowycząc i pokazując z radości straszliwe zęby.
Weszliśmy następnie do sali jadalnéj. Poglądałem na Chorzele i na wszystko co się w nich znajdowało, jak człowiek, który pragnie odnowienia. Nie zmieniło się w nich nic; portrety przodków Selima: rotmistrzów, chorążych, wisiały jak i dawniéj na ścianach. Straszliwy Mirza, pułkownik petychorski z czasów Sobieskiego, spoglądał na mnie tak jak i dawniéj skośnemi, złowrogiemi oczyma, ale pocięte szablami jego oblicze wydało mi się jeszcze szpetniejsze i bardziéj straszne. Najbardziéj zmienił się Mirza, ojciec Selima. Czupryna z czarnéj stała mu się szpakowata, bujny wąs zbielał prawie zupełnie, a typ tatarski przebijał w rysach coraz wyraźniéj. Ach! jakaż różnica była między starym Mirzą a Selimem, między tém obliczem kościstém, surowém, srogiém nawet, a tą twarzą poprostu anielską, podobną do kwiatu, świéżą i słodką. Ale téż trudno mi istotnie opisać miłość, z jaką stary spoglądał na chłopaka i z jaką wodził oczyma za każdym jego ruchem.
Nie chcąc im przeszkadzać, trzymałem się na uboczu; ale stary gościnny jak prawdziwy szlachcic polski, wnet zaczął mnie podejmować i ściskać i zatrzymywać