— Eh! Haniu! co tam kwiaty, ale ot widzisz, nie umiem zacząć z tobą rozmowy; zmieniłaś się bardzo, Haniu. Ach! jak ty się zmieniłaś!
— Przypuśćmy, że tak jest. Czy to pana gniewa?
— Tego nie mówię — odrzekłem nawpół smutno — ale nie mogę się z tém oswoić, bo zdaje mi się, że tamta malutka Hania którą znałem dawniéj, i ty, to dwie inne istoty. Tamta zrosła się z memi wspomnieniami, z... mojem sercem, jak siostra, Haniu, jak siostra, a więc....
— A więc ta (tu wskazała paluszkiem na siebie) dla pana jest obca, nieprawdaż? — spytała cicho.
— Haniu! Haniu! jak ty możesz pomyśleć nawet coś podobnego.
— A przecież to bardzo naturalne, choć może smutne — odparła. — Szukasz pan w sercu dawnych braterskich uczuć dla mnie i nie znajdujesz ich: oto i wszystko.
— Nie, Haniu! ja nie w sercu szukam dawnéj Hani, bo ona tam jest zawsze; ale szukam jéj w tobie, a co do serca....
— Co do serca pana — przerwała mi wesoło — domyślam się, co się z niém stało. Zostało gdzieś w Warszawie przy jakiémś drugiém szczęśliwém serduszku. Łatwo to odgadnąć!
Spojrzałem jéj głęboko w oczy; sam nie wiedziałem, czy mnie trochę bada, czy licząc na wrażenie, jakie na mnie uczyniła wczoraj, a jakiego ukryć nie umiałem, igra sobie ze mną w sposób trochę okrutny. Ale nagle i we mnie obudziła się chęć oporu. Pomyślałem, że muszę mieć arcy-komiczną minę, poglądając na nią wzrokiem dobijanéj łani, więc zapanowałem nad uczuciami, jakie poruszyły mną w téj chwili i odrzekłem:
— A jeżeli tak jest istotnie?
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.