Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

— Na oślep? Przecie ja widziałem, że brama zamknięta. Oho! mam ja swoje doskonałe tatarskie oczy.
— I nie bałeś się skakać?
Selim rozśmiał się.
— Nie! ani trochę, księże Ludwiku. Ale wreszcie, to zasługa mego konia, nie moja.
Voila un brave garçon! — rzekła pani d’Yves.
— O, tak! nie każdyby się na to odważył — dodała Hania.
— Chcesz powiedzieć — odparłem — że nie każdyby koń przeskoczył, bo ludzi znalazłoby się takich więcéj.
Hania zatrzymała na mnie długie spojrzenie:
— Nie radziłabym panu próbować.
Poczém spojrzała na Selima, a wzrok jéj wyrażał podziw, bo istotnie, pominąwszy już zuchwały krok Tatara, który był jednym z tych hazardów, jakie zawsze podobają się kobietom, trzeba było widzieć go, jak wyglądał w téj chwili. Śliczne czarne włosy spadały mu na czoło, policzki miał zarumienione szybkim ruchem, oczy, błyszczące z których biła wesołość i radość. Gdy stał teraz koło Hani, patrząc jéj z ciekawością w oczy, piękniejszych dwojga ludzi żaden artysta nie umiałby wymarzyć.
Co do mnie, byłem do najwyższego stopnia dotknięty jéj słowami. Zdawało mi się, że owo: „nie radziłabym próbować,“ wyrzekła głosem, w którym drgał jakiś ton ironii. Spojrzałem pytającym wzrokiem na ojca, który przed chwilą oglądał Selimowego konia. Znałem jego ambicyą rodzicielską, wiedziałem, że był zazdrosny ilekroć kto w czémkolwiek mnie przewyższył, a w Selimie gniewało go to oddawna; dlatego liczyłem,