że nie sprzeciwi mi się, jeżeli zechcę okazać, iż nie jestem gorszym od Selima jeźdzcem.
— Ten koń istotnie dzielnie skacze, ojcze — rzekłem:
— Ale i ten szatan dzielnie siedzi — odmruknął. — A ty, czybyś tak potrafił?
— Hania wątpi — odparłem z pewną goryczą. — Mogęż spróbować?
Ojciec zawahał się, rzucił oczyma na sztachety, na konia, na mnie i rzekł:
Daj pokój.
— Naturalnie! — zawołałem z żalem. — Lepiéj mi uchodzić za babę w porównaniu z Selimem.
— Henryku! co téż ty wygadujesz! — zawołał Selim, otoczywszy moją szyję ramieniem.
— Skacz! skacz, chłopcze! a spraw się dobrze! — rzekł ojciec, którego duma była dotkniętą.
— Konia mi tu! — zawołałem na Franka, który oprowadzał zwolna po dziedzińcu, zmęczonego wierzchowca.
Hania nagle zerwała się z miejsca.
— Panie Henryku! — zawołała — to ja jestem powodem téj próby. Ja nie chcę, nie chcę. Pan tego nie zrobi... dla mnie.
I to mówiąc, patrzyła mi w oczy, jakby chciała dopowiedzieć wzrokiem wszystko to, czego nie mogła wyrazić słowami.
Ach! za ten jéj wzrok oddałbym ostatnią kroplę krwi w téj chwili, ale nie mogłem i nie chciałem się cofnąć. Obrażona duma moja była w téj chwili silniejszą od wszystkiego, dlatego zapanowałem nad sobą i odpowiedziałem sucho:
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.