— Taka sobie.
— Jakie ma włosy, oczy?
— Ładne, ale nie takie, jakie mi się najwięcéj ze wszystkich podobają.
— A jakie się panu podobają?
— Włosy jasne, a oczy, jeżeli łaska, niebieskie, takie jak te, w które patrzę teraz.
— Oo! panie Selimie!
I Hania zachmurzyła się, Selim zaś złożył ręce, przymilił się i z tą swoją nieporównaną słodyczą w oczach począł mówić:
— Panno Hanno! niech pani się nie gniewa? co pani biédne Tatarzysko zawiniło? Niech pani się nie gniewa! niech pani się rozśmieje.
— Hania patrzyła na niego i w miarę jak patrzyła, chmurka znikała z jéj czoła. Poprostu oczarował ją. Uśmieszek począł się błąkać w kącikach jéj ust; rozjaśniły się oczy, rozpromieniła twarzyczka i wreszcie odpowiedziała miękkim, łagodnym głosem:
— Dobrze, nie będę się gniewać, ale proszę być grzecznym.
— Będę, jak Mahometa kocham: będę!
— A bardzo pan kocha swojego Mahometa?
— Jak psy dziada.
I znowu zaczęli się śmiać oboje.
— No, a teraz niech mi pan powié — podjęła na nowo rozmowę Hania — w kim się kocha pan Henryk? Pytałam go, ale mi nie chciał powiedziéć.
— Henryk?... Wié pani co (tu Selim popatrzył na mnie z pod oka), on się chyba jeszcze w nikim nie kocha, ale się będzie kochał. Oho! wiem doskonale w kim! i co do mnie...
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.