brzuchu, powtarzając: „farsa, mości dobrodzieju! jak się nazywa? co?“ Zwano go z tego powodu sąsiad-farsa, albo sąsiad jak-się nazywa.
Otóż sąsiad-farsa poprowadził nas do psiarni, nie zważając, że może wolelibyśmy ze sto razy być przy pannach w ogrodzie. Przez jakiś czas słuchaliśmy cierpliwie jego opowiadań, aż wreszcie ja przypomniałem sobie jakiś interes do pani d’Yves, a Selim poprostu rzekł:
— Wszystko to jest bardzo dobre panie dobrodzieju! psy są bardzo ładne, ale cóż my zrobimy, kiedy obaj mamy większą ochotę iść do panien?
Pan Ustrzycki uderzył się dłońmi po brzuchu.
— A, farsa, mości dobrodzieju! jak się nazywa? co? No, to idźcie, pójdę z wami!
I poszliśmy. Wkrótce jednak pokazało sie, że nie miałem sobie czego tak dalece życzyć. Hania, która jakoś trzymała się na uboczu od swoich towarzyszek, nie przestała mnie zapoznawać, i może naumyślnie zajęła się Selimem: mnie, zresztą, wypadało bawić pannę Lolę. O czém rozmawiałem z panną Lolą, jakim sposobem nie mówiłem niedorzeczności i jak odpowiadałem na jéj uprzejme pytania? nie wiem, bo śledziłem ciągle Selima i Hanię, łowiąc uszami słowa ich rozmowy, chwytając spojrzenia i ruchy. Selim nie spostrzegł tego, ale spostrzegła Hania i naumyślnie przyciszała głos lub spoglądała z pewną kokieteryą na swego towarzysza, który pozwalał się téj powodzi łask unosić. „Poczekajże, Haniu, pomyślałem sobie, robisz ty mnie na złość, zrobię ja i tobie.“ I tak rozumując, zwróciłem się do mojéj towarzyszki. Zapomniałem powiedzieć, że panna Lola miała szczególniejszą słabość do mnie i okazywała mi to aż nadto wyraźnie. Po-
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.