Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

mi tam było do żartów, a on i śmiał się i żartował i był wesoły, tak jakby nigdy nic.
Kiedy nawet promieniował ze szczęścia, czynił to zawsze wesoło.
Na samym odjeździe rzekł do mnie:
— Wiész co ci powiem: jedź ze mną!
— Nie pojadę. Nie mam wcale zamiaru.
Zimny ton téj odpowiedzi uderzył jakoś Selima.
— Dziwny ty się jakiś stałeś — odparł. — Nie poznaję cię od niejakiego czasu, ale...
— Dokończ.
— Ale zakochanym wszystko się wybacza.
— Z wyjątkiem jeśli nam w drogę wchodzą — odpowiedziałem głosem kamiennego Komandora.
— Selim uderzył mnie przenikliwém spojrzeniem, jak błyskawicą i sięgnął mi aż do dna duszy.
— Co ty mówisz?
— Mówię że nie pojadę, a powtóre nie wszystko się przebacza!
Gdyby nie to, że przy téj rozmowie wszyscy byli obecni, Selim zapewne natychmiast postawiłby jasno całą sprawę. Ja jednak nie chciałem jéj stawić jasno, póki nie miałem pewniejszych dowodów. Widziałem jednak, że ostatnie moje słowa zaniepokoiły Selima, a strwożyły Hanię. Pokręcił się jeszcze chwilę zwłócząc odjazd pod błahemi pozorami, a potém upatrzywszy chwilę, rzekł do mnie z cicha:
— Siądź na koń i odprowadź mnie. Chcę z tobą pomówić.
— Innym razem — odpowiedziałem głośno. — Dziś czuję się trochę słaby.