— To nie zwierzenia, to wyjaśnienia.
— Zgoda.
Tak rozmawiając, zawinęliśmy rękawy od koszul. Teraz dopiéro serce poczęło mi bić żywiéj. Wreszcie Selim chwycił za rękojeść; wyprostował się, stanął w postawie szermierskiéj, wyzywającéj, dumnéj i trzymając szablę poziomo wyżéj głowy, rzekł krótko:
— Jestem gotów.
Stanąłem w takiéj saméj postawie, wsparłszy szablę na jego szablę.
— Czy już?
— Już!
— Zaczynajmy.
Uderzyłem odrazu nań tak natarczywie, że aż się musiał cofnąć kilka kroków, a przytém z trudnością utrzymywał moje razy na szabli; na każde cięcie jednak odpowiadał cięciem z taką szybkością, że uderzenie i odpowiedź rozlegały się prawie równocześnie. Rumieniec oblał mu twarz; nozdrza się rozdęły, oczy wyciągnęły na wskos po tatarsku i poczęły ciskać błyskawice. Przez chwilę słychać tylko było warczenie kling, suchy dźwięk stali i świszczący oddech naszych piersi. Selim zrozumiał wkrótce, że jeśli walka przedłuży się, on musi uledz, bo nie stanie mu sił, ni płuc. Grube krople potu wystąpiły mu już na czoło, oddech stawał się coraz chrapliwszy. Ale téż ogarnęła go jakaś wściekłość, jakieś szaleństwo bojowe. Włosy rozrzucone ruchem, opadły mu na czoło, w otwartych ustach połyskiwały białe zaciśnięte zęby. Rzekłbyś, natura tatarska rozbudziła się w nim i zdziczała, czując szablę w ręku i wietrząc krew przed sobą. A jednakże miałem nad nim przewagę równéj furyi, a większéj
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.