Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

Wreszcie gorączka opuściła mnie stanowczo odzyskałem zupełną przytomność, ale nie znaczyło to, że byłem zdrowszy. Przyplątała się jakaś inna choroba, jakieś niesłychane osłabienie, pod wpływem którego gasłem widocznie. Po całych dniach i nocach wpatrywałem się w jeden punkt na suficie. Byłem niby przytomny, ale obojętny na wszystko. Nie obchodziło mnie ani życie, ani śmierć, ani osoby czuwające nad mojém łóżkiem. Odbiérałem wrażenia, widziałem wszystko, co się koło mnie działo; pamiętałem wszystko, ale nie miałem dość sił, żeby zebrać myśli i żeby czuć. Raz wieczorem począłem widocznie konać. Postawiono koło mojego łóżka wielką żółtą świécę, potém ujrzałem księdza Ludwika ubranego w komżę. Dawał mi Sakrament, następnie kładł na mnie Oleje święte, a przytém szlochał tak, że mało od przytomności nie odszedł. Matkę wyniesiono zemdloną z pokoju; Kazio wył płaczem pod ścianą i targał się za włosy: ojciec siedział z załamanemi rękoma, zupełnie jakby kamienny. Widziałem to wszystko doskonale, ale byłem zupełnie obojętny i patrzyłem jak zwykle, martwém, szklaném okiem na sufit, na poręcz łóżka w nogach lub na okno, przez które wpadały mléczne i srebrne snopy księżycowego światła.
Następnie, do pokoju wszystkiemi drzwiami poczęła się cisnąć służba; krzyki, łkania i wycie, któremu przywodził Kazio, napełniały cały pokój, tylko ojciec po dawnemu siedział kamienny; ale wreszcie, gdy klękli wszyscy, a ksiądz począł mówić litanię i uciął, bo nie mógł od łez, ojciec porwał się nagle i ryknąwszy: „O! Jezu! Jezu!“ rzucił się jak długi na podłogę. W téj chwili uczułem, że końce palców u rąk i nóg