I znowu nie było nic słychać, prócz huku Rzepowego toporu; a czasem także sosny zagadały między gałęziami szumem, zwyczajnie jak w lesie.
Czasem znów drwale śpiewali, ale i do tego Rzepa był piérwszy. Trzeba było słyszeć, jak huczał z drwalami pieśń, którą ich sam nauczył:
„Coś tam w boru hukneno!
Buuuu!
I okrutnie stukneno
Buuuu!
A to komar z dęba spadł
Buuuu!
I stłukł sobie w plecach gnat
Buuuu!
A tu mucha poćciwa
Buuuu!
Leci ledwie co żywa
Buuuu!
I pyta się komara
Buuuu!
Czy nie trzeba doktora
Buuuu!
Oj! nie trzeba doktora
Buuuu!
Ani żadnéj apteki
Buuuu!
Jéno rydla, motyki
Buuuu!“
W karczmie téż Rzepa piérwszy był do wszystkiego, tylko że siwuchę lubił, a skory był do bitki, jak podpił. Raz Damazemu parobkowi dworskiemu zrobił taką dziurę we łbie, że Józwowa, gospodyni folwarczna, zaklinała się, że mu duszę było przez nią widać. Innym razem, ale to ledwie miał wtedy siedem-