zeszyt „Izabeli hiszpańskiéj,“ wydawnictwa pana Breslauera.
Położenie jego, to jest nie pana Breslauera, ale pana pisarza, było okropne, tak nawet okropne, że trzebaby mieć chyba styl Wiktora Hugo, żeby je opisać, jak było okropne.
Przedewszystkiém, w ranie czuł wściekły ból. Owo czytanie Izabeli, które było dlań zawsze najmilszą pociechą i rozrywką, teraz powiększało jeszcze nietylko ból, ale i gorycz, jaka go trapiła po owym wypadku z Kruczkiem.
Miał trochę gorączki i ledwo mógł zebrać się z myślami. Czasem, nawiedzały go straszne marzenia. Czytał właśnie, jak młody Serrano przybywa do Eskuryalu, pokryty ranami po świetném zwycięztwie nad Karlistami. Młoda Izabela przyjmuje go wzruszona i blada. Muślin faluje żywo na jéj piersiach.
— Generale! tyś ranny — pyta Serrana ze drżeniem w głosie.
Tu nieszczęśliwemu Zołzikiewiczowi zdaje się, że istotnie jest Serranem.
— Oj! oj! jestem ranny! — powtarza przygnębionym głosem. — Królowo, przebacz! A żeby to najjaśniejsze!...
— Spocznij, generale! Siadaj, siadaj! Opowiedz mi swoje bohatérskie czyny.
— Opowiedzieć mogę, ale usiąść żadną miarą — woła zdesperowany Serrano. — Oj!... Wybacz, królowo. Ten przeklęty Kruczek!... chciałem powiedzieć: Don Jose... Aj! aj! aj!
Tu ból rozprasza marzenie. Serrano rozgląda się; świéca pali się na stole i pryska, bo właśnie zaczęła się palić nasiąknięta łojem mucha; inne muchy łażą po
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.