porządku dziennego. Na porządku tym znajdowała się obecnie sprawa włościanina imieniem Środa, ze wzmiankowanym wyżéj panem Flossem. Zdarzyło się że woły Środy, najadłszy się w nocy koniczyny pana Flossa, nad ranem opuściły ten padół łez i nędzy, przeniósłszy się do lepszego — wołowego świata. Zrozpaczony Środa przedstawił całą tę smutną sprawę sądowi, prosząc o poratowanie i sprawiedliwość.
Sąd, wniknąwszy w głąb rzeczy, z właściwą sobie bystrością doszedł do przekonania, że choć Środa puścił umyślnie woły na pole pana Flossa, jednakże gdyby na tém polu rósł np. owies albo pszenica, nie ta zaś „gadzina“ koniczyna, woły cieszyłyby się dotychczas najlepszém i najpożądańszém zdrowiem i z pewnością nie doznałyby tych smutnych przypadłości rozdęcia, których padły ofiarą. Wychodząc z téj premissy większéj i przechodząc drogą, równie logiczną, jak ściśle prawną, do mniejszéj, sąd wniósł, że przyczyną śmierci wołów w każdym razie był nie Środa, ale pan Floss; zatém pan Floss powinien Środzie za woły zapłacić, tytułem zaś przestrogi na przyszłość, wnieść do kassy gminnéj na kancelaryą rs. 5. Summa powyższa, na wypadek gdyby obwiniony wypłaty jéj odmówił, miała być ściągniętą z jego pachciarza Icka Zwejnos.
Następnie sądzono jeszcze wiele spraw natury cywilnéj, wszystkie zaś one, o ile nie dotyczały bliżéj lub daléj genialnego Zołzikiewicza, były sądzone zupełnie samodzielnie, a przytém na wagach czystéj sprawiedliwości, zawieszonych na zdrowym baraniogłowskim rozumie. Dzięki przytém angielskiéj zasadzie nieinterwencyi, jakiéj trzymała się wspomniona już wyżéj „intelligencya,“ powszechna zgoda i jednomyślność rzadko
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.