Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

ulitujta wy się nademną i nad nim i nad dzieckiem niewinném! W co ja się obrócę nieszczęśliwa sama, samiusieńka na świecie bez niego, bez nieboracyska mojego! Oj, Bóg wam za to da szczęście i zapłaci wam za biedaków!“
Tu łkanie przerwało jéj dalsze słowa. Rzepa także płakał i wycierał co chwila nos w palce. Ławnicy posowieli i spoglądali jeden na drugiego, to znów na pisarza i wójta, nie wiedząc co czynić.
Aż Rzepowa znowu zebrała się z głosem i tak mówić poczęła:
— Chłopsko chodzi jak struty. Ciebie powiada, zabiję, dzieciaka zgładzę, chałupę spalę, a powiada, nie pójdę i nie pójdę. A cóżem ja winna nieboga? albo i dzieciak? On już ani do gospodarstwa, ani do kosy, ani do siekiery, ino siedzi w izbie i wzdycha i wzdycha, ale ja sądu czekałam; toć wy ludzie macie Boga w sercu i na naszą krzywdę nie pozwolicie. Jezusie Nazareński, o Matko Boska Częstochowska! przyczyńże Ty się; przyczyń za nami!
Przez chwilę słychać znów było tylko szlochanie Rzepowéj, nakoniec stary jeden ławnik mruknął:
— A, dyć to nie ładno człeka upoić i zaprzedać.
— Bo i nieładno! — odpowiedzieli inni.
— Niech was Bóg i Przenajświętsza Jego Rodzicielka błogosławi — zawołała klękając w progu Rzepowa.
Wójt zasromał się, niemniéj markotny był i ławnik Gomuła; obaj zaś spoglądali na pisarza, który milczał, ale gdy Rzepowa skończyła, rzekł do mruczących ławników:
— Jesteście durnie!
Nastała cisza jak makiem siał, pisarz mówił daléj.