Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.
VII.

Imogena.

Po południu, koło godziny piątéj, na głównéj drodze między chałupami błyszczała w dali błękitna parasolka; żółty ryżowy kapelusik z błękitnemi wstążkami i migdałowa sukienka garnirowana takoż błękitno: to panna Jadwiga szła na spacer po obiedzie, obok niéj zaś kuzyn pan Wiktor.
Panna Jadwiga była to ładna panna, co się nazywa: włosy miała czarne, oczy niebieskie, płeć jak mléko, a przytém ubranie dziwnie starowne, schludne i wykwintne, że aż promienie biły od niego, dodawało jéj jeszcze uroku. Jéj śliczna dziewicza kibić rysowała się wdzięcznie, jakoby płynąc w powietrzu. Jedną ręką podtrzymywała panna Jadwiga parasolkę, a drugą zaś suknię, z pod któréj widać było brzeżek karbowany białéj spódniczki i śliczne małe nóżki, obute w buciki węgierskie.
Pan Wiktor, który koło niéj szedł, choć miał ogromną, kręconą, jasnéj barwy czuprynę i broda tylko co mu się puszczała, wyglądał także jak malowanie.
Biło od téj pary zdrowiem, młodością, wesołością, szczęściem; a przytém znać było po obojgu owo życie