Wiatr zsunął jéj czepiec z głowy; śliczne jéj włosy rozsypały się po plecach i poczęły furkać w powietrzu. Nagle błysnęło: piorun runął tak blizko, że owionął ją zapach siarki i aż przysiadła. Ale przyprowadziło ją to do przytomności; krzyknęła: „A słowo stało się ciałem!“ Spojrzała na niebo, które było wzburzone, niemiłosierne, wściekłe, i zaczęła drżącym głosem śpiewać: „Kto się w opiekę!“ Jakiś złowrogi miedziany odblask padał z chmur na ziemię. Rzepowa weszła do lasu, ale w lesie było jeszcze ciemniéj i straszniéj. Od chwili do chwili zrywał się nagle szum, jakby przerażone chojary szeptały do siebie ogromnym szeptem: „Co to będzie! O! dla Boga!“ Potém znów nastawała cisza. Czasem znów z głębiny leśnéj rozlegał się jakiś głos. Rzepową aż ciarki przechodziły, że to może „złe“ śmieje się na bajorach, albo może gomon przesunie strasznym korowodem lada chwila. „Byle bez las, byle bez las!“ — myślała sobie — a tam za lasem zara młyn i chałupa Jagodzińskiego młynarza!“ Biegła więc ostatkiem sił, chwytając w spieczone usta powietrze, a tymczasem upusty niebieskie otworzyły się nad jéj głową: dészcz, pomieszany z gradem, lunął jak z cebra; uderzył wiatr z taką siłą, że aż chojary przygięły się do ziemi; las zasnuło mgłą, parą, falami deszczu; drogi ani dojrzeć, a tu drzewa wiją się po ziemi, a skrzypią i szumią: słychać trzask gałęzi: ciemność!
Rzepowa uczuła, że słabnie.
— Ratunku! ludzie! — zawołała słabym głosem, ale tego nikt nie słyszał. Wicher wbił jéj nazad głos w gardło i zatamował oddech. Wtedy-to zrozumiała, że już daléj nie ujdzie.
Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.