bie, urękawiczniony jak zwykle. Spryt od niego bije jak łuna, bo to wyga kuty na cztery nogi.
Od progu już poczyna machać protekcyonalnie laską i mówi:
— Winszuję mistrzu, i ja winszuję.
To „ja“ wymawia z przyciskiem, jak gdyby powinszowanie od niego znaczyło więcej niż jakiekolwiek inne.
Być może zresztą, że tak jest...
— Coś ty nazmyślał! — wołam — jak mnie tu widzisz, tak dopiero z „Latawca“ dowiedziałem się o wszystkiem.
— Cóż mnie to może obchodzić? — powiada Ostrzyński.
— O wystawieniu obrazu nic także nie mówiłem.
— Ale teraz mówisz — powiada z flegmą Ostrzyński.
— I on matki niema i matka jego nie zasłabła! — woła Wojtek Michalak.
— Mało mnie to obchodzi, — powtarza z godnością Ostrzyński, zdejmując drugą rękawiczkę.
— Ale depesza prawdziwa?
— Prawdziwa.
Zapewnienie to uspakaja mnie zupełnie. Przez wdzięczność nalewam mu ponczu. On przytyka
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.