Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

dlowy pali mi na stół pięć tysięcy franków w samych ludwikach. Jak żyję nie widziałem tyle pieniędzy. Wracam obładowany jak muł...
W pracowni zebranie. Rozrzucam moje ludwiki po podłodze, a że nigdy dotąd nie tarzałem się w złocie, więc poczynam się tarzać w złocie. Po mnie tarza się Światecki... Nadchodzi gospodarz i myśli, że dostaliśmy pomieszania zmysłów... Bawimy się kannibalsko!


V.


Ostrzyński powiada mi któregoś dnia, iż czuje się szczęśliwy, że dostał kosza od Kazi, bo otwierają się przed nim widoki, o których nie mogę mieć najmniejszego wyobrażenia.
Bardzom z tego rad, a raczej jest mi to wszystko jedno; wierzę przytem, że Ostrzyński da sobie rady w życiu.
Gdy się starał o Kazię, rodzice jej byli za nim, a zwłaszcza ojciec Susłowski. Ostrzyński miał nawet nad nim zupełną przewagę, posuniętą do tego stopnia, że ten Rzymianin tracił wobec niego swą posągowość. Kazia natomiast niecierpiała go od pierwszej chwili poznania. Był to jakiś bezwiedny wstręt, bo zresztą jestem zupełnie pe-