herbaty nieco araku, odpowiada, że arak pija tylko butelkami... Zresztą wieczór kończy się szczęśliwie.
Wychodzimy. Zaczerpuję pełną piersią powietrza. Istotnie, krawat miałem zaciasno związany.
Idziemy z Świateckim w milczeniu. To milczenie zaczyna mi ciążyć i wkrótce staje mi się nieznośne. Czuję, że wypada zagadać do Świateckiego, powiedzieć mu coś o mojem szczęściu, o tem, jak wszystko ślicznie się odbyło i jak kocham Kazię... Zbieram się, nie idzie! Nakoniec blisko już pracowni powiadam:
— Przyznaj Światecki, że jednak życie bywa piękne.
Światecki zatrzymuje się, rzuca mi spojrzenie zpode łba i powiada:
— Pudel!
Tego wieczora nie mówiliśmy więcej ze sobą.
W tydzień po zaręczynowym wieczorze przyszły moje „Żydy“ na wystawę.
Obraz umieszczono w osobnej sali i zarząd pobiera osobną opłatę za wejście. Połowa czy-