stego dochodu idzie dla mnie... Na wystawie podobno tłok od rana do wieczora.
Byłem raz tylko, ale że patrzono na mnie więcej niż na obraz, nie pójdę więcej, bo poco się mam napróżno złościć.
Gdyby obraz mój był arcydziełem, jakiego dotąd nie widziano na świecie, jeszcze publiczność będzie wolała zadowolnić tę ciekawość, na mocy której pójdzie oglądać „Krao“, lub hotentota zjadającego żywe gołębie.
Takim hotentotem jestem w tej chwili ja... Byłbym z tego kontent, gdybym naprawdę był pudlem. Ale zanadto jestem malarzem, żeby nie miało mnie złościć takie poniżenie sztuki wobec modnej osobliwości...
Przed trzema tygodniami mało kto o mnie wiedział, a teraz zaczynam odbierać dziesiątki listów, po większej części miłosnych. Na pięć, cztery o zakład poczynają się od słów: „Może, przeczytawszy ten list, pogardzisz kobietą, która etc.“ — Nie pogardzę kobietą, pod warunkiem, że kobieta odczepi się od duszy mojej.
Żeby nie Kazia, możebym, prawdę powie-