na ziemi stoją dwa kosze pełne kobiecych przyborów. Izba zapełniona zapachem orizy i pudru. Co za pstrocizna wszędzie, jak tu wszystko rozrzucone z pośpiechem, ile kolorów, ile odbłysków, ile cienia, ile gry światła z powodu chwiejności gazowych płomieni.
Jest to swego rodzaju obraz, jest w tem charakter... Ostatecznie, niema tu przecie nic więcej jak w zwykłej gotowalni kobiecej, a jednak istnieje coś, co sprawia, że ta izba nie czyni wrażenia gotowalni, ale jakiegoś przybytku, jest jakiś urok, czar... Nad tym nieładem, pstrocizną, pośpiechem, wśród tych odrapanych ścian unosi się tchnienie sztuki.
Słychać grzmot oklasków. Ha! skończyło się... Przez ściany dochodzą mych uszu wrzaski: „Adami! Adami! Upływa kwadrans, a tam jeszcze krzyczą.
Nakoniec wpada Ewa w postaci „Teodory“...
Ma koronę na głowie, podczernione oczy, na policzkach rumieńce z różu. Rozpuszczone jej włosy spadają jak burza na obnażoną szyję i ramiona. Jest zgorączkowaną i wyczerpaną do tego stopnia, że mówi do mnie ledwie dosłyszalnym szeptem: „jak się masz Władziu!“ i zdjąwszy pospiesznie koronę, rzuca się w swojej królewskiej sukni na szezlong. Widocznie słowa nie
Strona:PL Pisma Sienkiewicza t.19 - Ta trzecia (i inne nowele).djvu/086
Ta strona została uwierzytelniona.